Nie ma nic gorszego niż rozpoczęcie nowego tygodnia od totalnego wkurwienia. Wczoraj był całkiem niezły dzień – dopóki ktoś nie postanowił go koncertowo spierdolić. Ktoś, kto uważa, że „zjebałem mu życie”. No cóż, nie powiem, żebym był święty, ale do cholery – nikt nie jest idealny. Ani ja, ani ta osoba.
Najbardziej wkurwia mnie to ciągłe granie na ambicjach, jakieś pierdolone gorzkie żale. To już nie jest zwykła kłótnia – to zapowiada się na coś o wiele większego. I niestety mam przeczucie, że nie skończy się to polubownie, tylko w sądzie. I to jest chyba najgorsze – bo ja nie zamierzam odpuszczać. Choćbym miał zostać z niczym, sprzedać mieszkanie, jeść suchy chleb – będę walczył. Bo wiem, że mam rację i wiem, czego chcę.
Przez to wszystko nie zmrużyłem oka przez całą noc. Padła propozycja mediacji, ale byłem tak wkurwiony, że w pierwszej chwili nie chciałem o tym słyszeć. Znowu wszystko musi być po jej myśli, bo „nie wiem, z jaką rodziną zadarłem”. Tylko że ja wiem jedno – mediacja to dobry pomysł. Wystarczy dopracować kilka szczegółów i może rzeczywiście będzie to jakaś opcja.
A więc tydzień zaczynam tak, jak zwykle – od problemów. Nowy miesiąc nie zapowiada się lepiej. Coś czuję, że to dopiero początek jebanych kłopotów. Ale jedno jest pewne – nie zamierzam dać się złamać.
B.

