Nie ma co ukrywać – życie to często jedna wielka jazda bez trzymanki, gdzie czasem trzeba wkurwić się do czerwoności, żeby choć na chwilę oderwać się od całej tej pierdoły. Wczoraj wieczór był totalnie zawalony robotą – pracowałem do późnych godzin, wyciskając z siebie ostatnie pokłady energii, żeby ogarnąć to, co trzeba. Gdy już kończyłem, czułem, że mój mózg krzyczał: Kurwa, wystarczy na dzisiaj!. Jednak nic nie trwa wiecznie, i dziś rano postanowiłem trochę odsapnąć, spędzając czas z moją ukochaną córką.
Już od rana los postanowił dać mi nauczkę – zaczęło się pierdolić, jak zwykle. Nie da się powiedzieć, że dzień bez stresu i wkurwienia to jakaś bajka. Każdy kolejny poranek przywitał mnie ze swoimi małymi katastrofami, które sprawiały, że miałem ochotę wyłączyć cały ten cholerny świat. Ale wiecie co? Mimo całej tej gnoju, najważniejsze było to, że razem spędziliśmy ten czas. Czas z córką potrafi zdziałać cuda – chociaż moje nerwy piekły się jak diabli, jej uśmiech i niewinny śmiech przypomniały mi, że warto walczyć o te małe, ale bezcenne chwile radości.
Dodatkowo, cały weekend zapowiada się naprawdę długo wolny – dopiero we wtorek wracam do pracy, albo w poniedziałek, jak to bywa na nocne zmiany. W sumie, ten długi weekend to idealna okazja, żeby choć na chwilę dać odpocząć umysłowi. Choć przyznam szczerze, że miałem momenty, kiedy po prostu chciało mi się złamać kiedy wszystko przyprawiało mnie o cholerne omamy, marzyłem tylko o tym, żeby wyłączyć łeb, zapomnieć o całym tym gówienku, które się wydarzyło, i odciąć się na jakiś czas od tej szalonej rzeczywistości.
Czasem życie daje w kość, czasem trzeba po prostu zaryczeć w twarz wszystkim problemom, żeby nie dać się stłamsić. I choć bywa, że wkurwienie się to codzienność, to te chwile spędzone z córką przypominają mi, że warto się zatrzymać i docenić to, co naprawdę ważne. Takie momenty, nawet w środku całego chaosu, są bezcenne.
B.

