Kiedyś jak już miałem totalnie przeorany łeb od dragów, słyszałem od ludzi te ich mądre, złote teksty Ja to tylko rekreacyjnie ćpam. Brzmiało to wtedy jak jakiś śmieszny mem, ale na poważnie — do dziś nie mam pojęcia, co to kurwa ma znaczyć. Bo ilekroć pytałem takiego mądralę, to słyszałem No wiesz, tylko jak pójdę na imprezę, raz na jakiś czas, i czasem nawet sam siebie tym usprawiedliwiałem.
Tylko… co to kurwa znaczy, bo co jak jestem hazardzistą Gram tylko wtedy, jak mam kasę, a potem… przejebałem kasy, tyle że kurwa nie zarobie tego przez całe swoje jebane życie
Ja? Ja nie potrafiłem pójść na imprezę bez towaru. Zero szans. Dla mnie rekreacyjnie oznaczało najpierw parę piw, potem szybki telefon, potem w kiblu w klubie wciąganie tego białego gówna, żeby w ogóle poczuć, że impreza się zaczęła. Jak miałem iść do pubu, to i tak kończyło się tak samo — kilku znajomych, parę kufli i ja ten który miał zawsze coś przy sobie.
Moje ćpanie rekreacyjnie zaczęło się co drugi weekend. Potem co weekend. Potem co weekend i jeszcze czasem w środku tygodnia na rozluźnienie. A potem nawet nie wiedziałem, jaki jest dzień tygodnia — piątek, środa, Wielkanoc, chuj z tym, byle było co wciągnąć. Budziłem się z suchym ryjem, rozjebanym nosem i pustym portfelem. I miałem totalnie w dupie, że to miało być tylko od święta.
A teraz, jak ktoś pierdoli przy mnie o „rekreacyjnym ćpaniu”, to tylko przytakuję. Nie mam już siły tłumaczyć, bo wiem, jak to się kończy. Widziałem to z pierwszej ręki — na sobie. Nie chce mi się już wchodzić w te dyskusje, bo wiem, że i tak każdy wierzy w swoją wersję, dopóki życie nie przypierdoli mu w łeb, a ja jestem ostatnią osobą na tym świecie, która powinna kogokolwiek umoralniać.
B.
