No i po weekendzie. Tak jak myślałem – spokojnie minął. Myśli o narkotykach? Nawet się nie pojawiły, bo miałem co robić. Byłem zajęty czymś innym – i, cholera, właśnie tak to powinno wyglądać. Od dzisiaj zaczynam intensywną pracę, gdzie wiem, że muszę być skupiony. Nie ma miejsca na bezsensowne myśli o prochach. Ba, nawet nie chcę, żeby wracały.

Niedziela? Spokojna, tak jak powinna być. Do nocy nawet, bo potem poszedłem na dodatkową robotę. Dzisiaj z kolei na popołudnie do swojej głównej pracy. I teraz zaczyna się ta cała rozkmina w mojej pojebanej głowie. Człowiek już myśli, czy może nie zapierdalać tak dłużej. Bo przecież dałoby radę, co nie? Ale zaraz – to przecież właśnie mnie zniszczyło. To zajeżdżanie się w pracy, próba bycia wszędzie i robienia wszystkiego naraz. Dopiero teraz do mnie dociera, jak bardzo mnie to wykończyło.

Za późno zrozumiałem, że to wszystko było błędem. Straciłem przez to ludzi, na których mi zależało – bliskich, przyjaciół. Praca i kasa były dla mnie ważniejsze. Serio? Co za absurd! Teraz jestem sam. Tak, sam sobie – i chyba dobrze mi z tym na ten moment. Ale jedna rzecz jest pewna: nigdy więcej nie pozwolę sobie na powtórkę z rozrywki.

To jest jak jakaś lekcja – gorzka, trudna, ale chyba potrzebna. Praca to nie wszystko, a gonienie za pieniędzmi nie zastąpi relacji z ludźmi. Wiem, że jeszcze daleka droga przede mną, ale cholera – jak się nie poddam, to może w końcu zrobi się lepiej. Może odzyskam siebie.

Tyle na dzisiaj. Trzeba iść dalej. Nie ma sensu się rozgrzebywać w przeszłości, ale trzeba wyciągać wnioski. I przede wszystkim – nie dać się pokonać myślom, które chcą cię zniszczyć. Działać, krok po kroku. Wszystko się da, tylko trzeba dać sobie szansę.

B.