Dzisiaj mam terapię, a to oznacza, że nadszedł czas na szczerą rozmowę z samym sobą. Wczoraj jednak moja głowa pracowała na najwyższych obrotach – pojawił się plan, żeby się naćpać. Tak, dobrze czytasz – w ferworze nudów i monotonnego życia wpadłem na myśl, że wrócę do domu i po prostu się naćpam. I kurwa, to był ciężki temat.
W pracy już kombinowałem, jak to się odbiło – planowałem uciec od przytłaczającej rutyny w sposób, który teraz wydaje mi się kompletnie pojebany. Dlaczego? Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć. Może dlatego, że nuda kurwa miała we mnie takie rozbicie, że przy samej myśli o tym, że znowu zajebię sobie w nos, ciary przebiegały mi po całym ciele.
Wieczorem, po wyczerpującym dniu, wróciłem do domu jako człowiek dosłownie wyciśnięty z sokiem. Zjadłem tak, że ledwo co mogłem chodzić, i zapadłem w drzemkę. Kiedy się obudziłem, te szalone myśli już nie miały takiej mocy. Jednak nie o to chodziło – zamiast ulgi poczułem coś, co trudno opisać inaczej, jak tylko totalne zdenerwowanie na absolutnie wszystko. Nawet fakt, że musiałem wstać, wyjść z psem i po prostu żyć, wprawiał mnie w kurwa wściekłość.
Ten dzień był dla mnie jak brutalne przypomnienie, że życie potrafi być cholernie przewrotne. Z jednej strony, mam świadomość, że terapia to miejsce, gdzie mogę przepracować swoje demony. Z drugiej – czasami impulsy, które na pierwszy rzut oka wydają się kuszące, szybko zamieniają się w jebane pułapki. Nudna rutyna potrafi nakręcić mnie na podejmowanie decyzji, które są totalnie niezgodne z moim dobrym interesem. Ale przecież każdy z nas ma swoje momenty, kiedy umysł podpowiada, żeby iść na skróty i poprzestać na chwilę na tym, co wydaje się być ulotną ucieczką.
B.

