Walentynki – dla jednych święto zakochanych, dla innych dzień jak każdy inny. U mnie minęło to klasycznie: praca, terapia, a potem… sporo myślenia. Może to efekt rozmów na terapii, a może po prostu moment, w którym życie zmusza człowieka do refleksji. Zacząłem się zastanawiać, czy moje wybory są słuszne, czy droga, którą obrałem, faktycznie prowadzi mnie tam, gdzie chcę być.
Coraz częściej myślę o zmianach. Z jednej strony – miejsce zamieszkania. Czy to, gdzie jestem teraz, faktycznie jest tym, czego potrzebuję? Czy nie utknąłem w czymś, co mnie ogranicza? Może inna miejscowość, nowe otoczenie, inne bodźce sprawiłyby, że ruszyłbym do przodu. Z drugiej strony – praca. Mam stabilne zatrudnienie, ale czy to mnie satysfakcjonuje? Może powinienem spróbować czegoś nowego, wyjechać za granicę, zobaczyć, jak wygląda życie poza tym, co już znam?
Oczywiście to na razie tylko myślenie, ale zauważam, że te myśli pojawiają się coraz częściej i przestają być jedynie luźnym pomysłem. To trochę tak, jakby mój mózg powoli podpowiadał mi, że czas na zmiany, tylko jeszcze sam nie wiem, czy jestem na nie gotowy.
Nie wiem. Na razie to tylko myśli, ale może warto zacząć je traktować poważnie? Może zamiast w kółko analizować i wracać do punktu wyjścia, trzeba w końcu coś zrobić? Zmiana pracy? Nowe miejsce do życia? A może po prostu zmiana podejścia?
Jedno jest pewne – takie rozkminy nie biorą się znikąd. Jeśli głowa mówi „coś jest nie tak”, to pewnie faktycznie coś jest nie tak. Pytanie tylko, czy mam w sobie wystarczająco odwagi, żeby coś z tym zrobić.
B.

