Czy zdarzyło Wam się kiedyś, że obowiązki pochłonęły Was do tego stopnia, że plany z bliskimi musiały pójść w odstawkę? A może stanęliście przed dylematem – czy warto się „zresetować” na imprezie, czy lepiej jednak odpuścić?

Ja właśnie przeżywam taki moment. Ten weekend miał być czasem dla mojej córki. Od dłuższego czasu nie mieliśmy wspólnego weekendu, a ja obiecałem sobie, że tym razem to nadrobię. Niestety, praca wciągnęła mnie całkowicie. Musiałem zostać, bo tak się ułożyło – standard, życie, kasa się sama nie zrobi. Ale co z tego, skoro kosztem tego wszystkiego tracę coś znacznie cenniejszego?

Wczoraj, w sobotę, wróciłem do domu późnym wieczorem, wykończony. Ledwo zdążyłem coś zjeść, może chwilę posiedzieć bez myślenia o robocie, a już miałem ochotę po prostu iść spać. I wtedy telefon. SMS od znajomego:
— „Idziesz na imprezę?”

Pierwsza reakcja? Nie, dziś muszę iść do pracy. Prosta, logiczna odpowiedź. Ale potem zaczęły się myśli… A może jednak? Może faktycznie bym się wyrwał? Przecież ostatnio cały czas tylko praca, obowiązki, zmęczenie. Może czas się oderwać?

Problem w tym, że ja wiem, jak wyglądają moje imprezy. Nie kończy się na kilku piwach czy drinkach. Nigdy. To jest tylko początek. Alkohol otwiera drzwi, a za nimi czeka cała reszta – narkotyki, które wciągają mnie na kolejne dwa dni. To już nie jest impreza, to jest maraton destrukcji. A później? Pustka, wyrzuty sumienia i jeszcze większe zmęczenie. I tak w kółko.

B.