Wczorajszy dzień był dla mnie intensywny, ale jednocześnie pełen szczęścia. Spędziłem go z moją córką, która była niesamowicie radosna, a jej uśmiech stał się dla mnie największym źródłem energii. To była ta chwila, w której wszystko inne mogło przestać istnieć – liczyła się tylko ona.
Wieczorem jednak sprawy przybrały inny obrót. Odezwała się moja była narzeczona. Wie, że ostatnio mam ciężki czas. Nie rozmawiam z ludźmi o swoich problemach, bo taki już jestem – nie lubię się otwierać. Zapytała, czy chciałbym się spotkać i porozmawiać jak ludzie. Przyznam, że doceniłem ten gest, ale odpowiedziałem, że nie. Po prostu nie miałem na to siły psychicznej. Czułem, że potrzebuję przestrzeni, by poukładać swoje myśli.
Postanowiłem być szczery. Opisałem jej, jak wygląda moja sytuacja. Wszyscy wiedzą, jak się rozstaliśmy i jak to wszystko się potoczyło. Nigdy nie powiedziałem o niej złego słowa, bo nie widziałem w tym sensu. Powiedziałem też, że często ludzie pytają mnie, czy wrócimy do siebie. Zawsze odpowiadam raczej, że nie. I to wszystko, słowo w słowo, napisałem jej w wiadomości. Myślałem, że uczciwość będzie tutaj kluczowa.
A potem dostałem odpowiedź, która rozjebała mi głowę. Napisała, że popełniła błąd, w ogóle proponując to spotkanie. Powiedziała, że nie chce robić mi złudnej nadziei, skoro sam wszystkim mówię, że nie wrócimy do siebie. Tylko że wydaje mi się że to ja żyłem ostatnimi chwilami taką nadzieją. Kurwa, to boli. Nie mam zamiaru się płaszczyć. Próbowałem naprawdę, chciałem kiedyś porozmawiać i coś wyjaśnić, ale nic to nie dawało.
Znamy się dobrze, spędziliśmy ze sobą kawał życia. Skłamałbym, gdybym powiedział, że jej nie kocham. Ale to wszystko… Jest tak cholernie trudne. Tym bardziej teraz, kiedy wszystko u mnie się sypie końcówka tamtego roku i początek nowego jest dramatyczny.
W tym wszystkim jest jednak jedna rzecz, która daje mi siłę. To moja córka. Widziałem, jak była szczęśliwa, jak jej dzień był pełen radości. To mi przypomina, co tak naprawdę jest ważne. W jej uśmiechu odnajduję nadzieję, że może jak to całe gówno się skończy wszystko wróci do normy.
B.

