19.09.2025

Zjebałem wiele rzeczy. Kurwa, nawet nie wiem, czy potrafię to policzyć. Czasem mam wrażenie, że całe moje życie to jeden wielki błąd, który ciągnie się jak jebany tasiemiec. Żałuję, jasne, i to w chuj. Chciałbym zmienić tysiące momentów, decyzji, sytuacji. Ale z drugiej strony – gdybym zmienił tamto, to pewnie nie byłoby mnie tu, gdzie jestem teraz. Tylko że, kurwa, pytanie brzmi, gdzie ja w ogóle jestem?

W środę po dłuższej przerwie miałem terapię. Godzina ciężkiej rozmowy. Taka godzina, która zamiast dawać ulgę, rozrywa cię na strzępy. Wszystko zaczęło się od wspomnień – tych naprawdę złych chwil, kiedy chciałem pierdolnąć wszystko, i tych lepszych, które w ogóle trzymają mnie jeszcze przy życiu. Te dobre były, i było ich więcej niż tego złego syfu, ale wiadomo – one znikają szybko, a gówno zostaje.

Całą sesję przepłakałem. Serio, od początku do końca łzy ciekły mi jak dzieciakowi, który pierwszy raz dostał wpierdol od życia. I w kółko te same pytania, dlaczego, po co, czemu, kurwa, czemu ja? Psychoterapeutka tylko siedziała, kiwała głową i wbijała mi pytania jak noże. A ja odpowiadałem, dłubałem w ranach i zamiast ulgi miałem jebane rozkrwawienie.

Wyszedłem stamtąd i moja głowa pracowała na pełnych obrotach. Takich pełnych, że do dzisiaj czuję ten jebany ból w czaszce. Nie wiem, czy kiedykolwiek miałeś tak, że myśli cię gonią, a ty nawet nie masz siły, żeby przed nimi uciekać. Wspominałem każde słowo, które tam padło, każde zdanie. To było jak odtwarzanie filmu w pętli, filmu o moich porażkach, o tym, co mnie zjebało i co ja zjebałem sam.

B.