Ostatnio nie daję sobie spokoju z myślą, że być może jestem tym, który jest kompletnie odklejony – albo to inni są normalni. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że myślę zupełnie inaczej o wszystkim? Już kilka sesji terapii, a w piątek, podczas jednej z nich, temat relacji wystrzelił mnie w inny wymiar. Usłyszałem dokładnie to, czego się spodziewałem, ale kurwa, przez ostatnie dwa dni nie mogę przestać o tym myśleć.

Na sesjach często mówię o swoim „wszystkoholizmie” – takim specyficznym uzależnieniu, gdzie cokolwiek tylko się złapię, to od razu staje się moim narkotykiem. Nie, nie biorę narkotyków – chociaż kto wie, jakie inne pieprzone uzależnienia czają się na rogu? – ale uzależniam się od wszystkiego, co może dać mi choć odrobinę przebodźcowania. Telefon, media społecznościowe, nawet zwykłe rozmowy, które kiedyś mogły być relaksujące, teraz tylko napędzają mój niepokój i chaos w głowie.

Telefon to chyba najbardziej cholerny przykład – nie potrafię się od niego oderwać, bo bez niego czuję, jakby mój mózg stracił kontrolę nad wszystkim. Cały czas muszę być przebodźcowany, muszę ciągle coś robić, sprawdzać, reagować. I wtedy pojawia się kolejna pieprzona myśl: co, kurwa, stanie się, gdy odstawie telefon? Czy w tej dziwnej logice uzależnień, z której nie potrafię się wydostać, jedno zastąpi drugie? Bo ponoć uzależnieni często zamieniają jedno pieprzone nałogi w kolejne.

Podczas ostatniej terapii rozmowy o relacjach odbiły się echem w mojej głowie. To był moment, kiedy usłyszałem coś, co miało mnie uspokoić, ale zamiast tego jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Siedziałem tam, słuchając tych samych banałów, które od dawna znam, ale mimo wszystko nie potrafiłem uwierzyć, że tak naprawdę dotykają one mojego życia. Czuję się, jakbym był zakleszczony w pieprzonej spirali – jedno uzależnienie wywołuje kolejne, a ja tylko próbuję znaleźć wyjście, nie wiedząc, czy w ogóle istnieje jakieś wyjście.

B.