Od samego rana wszystko zaczęło się jebać. Już w nocy atmosfera w domu była ciężka, a emocje kumulowały się jak burzowe chmury. Gdy pojechałem po córkę, na chwilę poczułem ulgę – widok jej radości sprawił, że miałem nadzieję na lepszy dzień. Wiedziałem, że jej obecność pomoże mi zmienić nastawienie.
I tak rzeczywiście było – do momentu, gdy usłyszałem „nie” w temacie, na którym bardzo mi zależało. Walczyłem z całych sił, ale to było za mało. W jednej chwili wszystko we mnie pękło. Łzy cisnęły się do oczu, choć nie chciałem, żeby moja córka to zauważyła. Serce pękało mi od środka, a na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Patrzyłem na nią, pięknie uśmiechniętą, pełną energii, ale nie potrafiłem wykrztusić słowa. Chcieliśmy spędzić dzień razem, więc zrobiliśmy objazd po rodzinie – babcia, ciocia, prezenty. Córka była zachwycona, a ja cieszyłem się jej szczęściem. Śmialiśmy się, przytulaliśmy, a jej uśmiech dawał mi chwilowe ukojenie.
Mimo to cały czas miałem w głowie słowa, które padły tego poranka. Bolały mnie aż do samej nocy. Głowa pękała od myśli, serce rwało się na kawałki, ale nie mogłem nic zrobić. Nadal mam jakąś nadzieję, choć bardzo znikomą. Kocham je obie – moją córkę i jej matkę. Ale na siłę niczego nie da się utrzymać. Może trzeba odpuścić.
B.

