Wczorajszy dzień był jednym z tych, które mocno dają się we znaki. Moja głowa była pełna myśli, a chociaż humor na pozór dopisywał, nie potrafiłem odciągnąć się od jednej rzeczy – od pragnienia, które powoli wdzierało się do mojego umysłu. Choć nie sięgnąłem po narkotyki, walka z samymi myślami o nich była wyczerpująca.

Dziś, gdy spojrzałem na wszystko z dystansu, poczułem smutek. To uczucie ogarnęło mnie w całości, jakby ktoś nałożył na mnie ciężką, niewidzialną kurtynę. I wtedy zrozumiałem coś ważnego: kiedy takie myśli zaczynają mnie atakować, nie mogę pozwolić im się rozgościć. Muszę szybko działać, robić coś, co będzie silniejsze niż one.

Nie było łatwo. Wczoraj czułem, że chodzę po cienkiej linie. Chwile euforii – te złudne przebłyski szczęścia, jakie oferuje mój umysł w takich momentach – mieszały się z momentami czystej rozpaczy. Były sekundy, w których wydawało się, że przegram, że się poddam. Kurwa było bardzo ciężko.

W takich chwilach najważniejsze jest wsparcie. Rozmowa z kimś, kto zrozumie, kto nie oceni. Albo kontakt z terapeutą, który pomoże spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Niestety, wczoraj nie miałem z kim porozmawiać. Były święta, a ja nie chciałem przeszkadzać terapeutce. Zostałem z tym sam, zamknięty we własnej głowie.

Ale wiecie co? Dałem radę. Może nie do końca idealnie, ale wytrzymałem. To był chyba pierwszy raz, kiedy udało mi się powstrzymać te myśli, zanim przejęły nade mną kontrolę. Sam. Bez pomocy. To cholernie trudne, ale możliwe.

To doświadczenie pokazało mi, jak ważne jest szybkie działanie, gdy zaczynają pojawiać się takie myśli. Nie można pozwolić im się rozwinąć, bo wtedy rosną w siłę i stają się trudniejsze do opanowania. Trzeba je wyrzucać z głowy i zająć się czymś innym – czymś, co odciągnie uwagę i da choć chwilę wytchnienia.

B.