Weekend zapowiadał się dobrze. Sobota zaczęła się spokojnie, bez agresji. Rano miałem szkolenie w nowej pracy – fajnie, ale byłem zmęczony. Ostatnio prawie w ogóle nie śpię, a jak już zasnę, to budzę się w nocy. Mimo to dzień minął bez większych dram.

Poranek niedzieli też był w porządku. Pogoda dopisywała, spędziłem czas z córką, która była akurat u babci. Pojechałem ją odebrać, żeby razem coś porobić, i było naprawdę fajnie. Do momentu, gdy musiałem ją odstawić do jej matki. Wtedy wszystko zaczęło się pieprzyć.

Było mi smutno, bo widziałem, jak mała płakała, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Po prostu ją odstawiłem. I wtedy zaczęło się piekło. Nie jestem i nie będę skory do rozmów z jej matką w cztery oczy. Nie potrafię już spojrzeć jej w twarz – sam nie wiem dlaczego. Wymieniliśmy kilka zdań, chociaż w zasadzie to ona mówiła. Ja jakimś cudem byłem spokojny. Ale tylko do chwili, gdy od nich odszedłem.

Wsiadłem do samochodu, a chwilę później zadzwoniła jedna osoba. Krótka rozmowa. Gdy odłożyłem telefon, coś we mnie jebnęło. Wpadłem w taką wściekłość, że myślałem, że rozpierdolę samochód od środka. Paliło mnie dosłownie wszystko – głowa, ciało. Byłem tak rozwścieczony, że aż brakowało mi powietrza.

Wkurw był na to, że nie mogę złapać choćby chwili, żeby stanąć na nogi. Ona ciągle coś musi pierdolić, zamiast dać mi spokój. Już mnie nie interesuje, co ona robi ze swoim życiem, ale, kurwa, niech pozwoli mi ogarnąć swoje. Chcę tylko normalnie funkcjonować, być ojcem takim, jakiego moja córka potrzebuje.

Po powrocie do domu było tylko gorzej. Agresja narastała we mnie jak wulkan, który zaraz, kurwa, wybuchnie. Myśli? Same najgorsze – takie, które prowadzą tylko w jedno miejsce. Czułem, że mogę zrobić coś, czego później będę żałował, ale w tym momencie miałem to gdzieś.

I wtedy dostałem wiadomość. Jedno zdanie: Tylko nie zrób nic głupiego. Te słowa mnie zatrzymały. Nie uspokoiły mnie całkowicie, ale coś we mnie pękło. Zeszło to najgorsze napięcie, a te myśli, które już mnie rozwalały, zaczęły tracić moc.

Piszę to teraz i wciąż czuję, jak wiele we mnie zostało. To nie jest tak, że nagle wszystko wraca do normy. Ale wiem jedno: muszę walczyć o siebie i o to, żeby być takim tatą, na jakiego moja córka zasługuje. Nawet jeśli mnie to wszystko, kurwa, przerasta.