Pierwszy raz za kratami to przeżycie, którego nigdy się nie zapomina. Moja pierwsza cela w areszcie śledczym nosiła numer 37. To tam spędziłem pierwszy miesiąc swojego pobytu, dzieląc przestrzeń z dziesięć lat starszym współwięźniem. Był to mężczyzna spokojny, uprzejmy, a co najważniejsze – również pierwszy raz w więzieniu. Jego obecność okazała się być czymś więcej niż tylko towarzystwem. Był nauczycielem, człowiekiem, który kochał czytać, i mimo okoliczności potrafił wnosić do codzienności odrobinę normalności.
Przebywając razem 23 godziny na dobę, byliśmy niemal zmuszeni do rozmów. Tematy pojawiały się naturalnie – od życia rodzinnego po codzienne troski. Rozmawialiśmy, graliśmy w karty i jakoś trwaliśmy w tej dziwnej rzeczywistości. To właśnie on nauczył mnie grać w tysiąca – grę, która stała się naszą ulubioną rozrywką. Był pomocny, zwłaszcza kiedy ja znajdowałem się w gorszej sytuacji finansowej. Gdy nie miałem środków na zakupy w kantynie, dzielił się ze mną swoimi zasobami, co w tym miejscu było ogromnym gestem.
Była jednak jedna rzecz, która go irytowała: moje nałogowe palenie papierosów. Sam nigdy nie palił i nie potrafił zrozumieć, jak można tak zatruwać sobie życie. Gdy stawałem przy oknie z papierosem, zawsze żartobliwie mówił: „Przestań palić, ty szatanie!”. Tak właśnie zyskałem swój pierwszy przydomek za kratami: Szatan z Celi 37.
W tej specyficznej atmosferze, gdzie więzienie zmusza do refleksji, złożyłem mu pewną obietnicę. Powiedziałem, że nigdy więcej nie sięgnę po mefedron. Była to pierwsza taka deklaracja z mojej strony i, co paradoksalne, padła w miejscu, które dla wielu wydaje się końcem drogi. Niestety, jak wspominałem w innych wpisach, nie dotrzymałem tej obietnicy.
Po miesiącu przyszło rozdzielenie. Każdy z nas trafił do innej celi. Nasze pożegnanie było proste, ale w pewnym sensie symboliczne. Na odchodnym powiedział mi: „Napisz książkę. Tytuł już masz: Szatan z Celi 37”. Nie wiem, czy żartował, czy mówił serio, ale te słowa zapadły mi w pamięć.
Dzisiaj, pisząc ten tekst, wspominam tamten czas z mieszanką sentymentu i goryczy. To było doświadczenie, które zmieniło moje spojrzenie na wiele rzeczy. A „Szatan z Celi 37”? Może rzeczywiście kiedyś stanie się tytułem książki.
B.


Dodaj komentarz