Zrobiłem w życiu wiele rzeczy, z których nie jestem dumny. Serio, odpierdoliłem tyle, że niektóre z tych błędów wciąż siedzą mi w głowie i pewnie będą się za mną ciągnąć jeszcze długo. Za część z nich już odpowiedziałem, za inne – dopiero będę musiał. I chociaż żałuję, to wiem jedno: nie jestem idealny. Nikt kurwa nie jest.

Kłamstwo? To codzienność. Ty kłamiesz, ja kłamię, wszyscy wokół też. Jedni robią to delikatnie, inni bezwstydnie. Ale najgorsze jest chyba to, gdy potrafisz kłamać jednej osobie w żywe oczy, a przed drugą zakładasz maskę idealnego człowieka. I sam zaczynasz wierzyć w to, że tą osobą jesteś. Zapominasz o własnych błędach, o tym, co naprawdę zjebałeś. Tak, ja też to robiłem. I przez to straciłem ludzi, którzy byli dla mnie ważni. Zraniłem, zawiodłem, odpchnąłem.

Ale próbuję to zmienić. Próbuję wrócić na prostą. Tyle że w życiu nie zawsze chodzi tylko o ciebie. Są tacy, co lubią się schować za plecami innych – rodziców, znajomych, partnerów – i udawać, że to oni są ofiarami. Ironiczne, bo wcześniej potrafili bez mrugnięcia okiem jebać po tych ludziach bez litości. Wtedy nikt nie mówił, że to złe. Wtedy to ja byłem tym najgorszym, tym skurwielem. A dziś te same osoby będą się łasić do innych, żeby tylko pokazać, że są po „lepszej stronie”.

I wiesz co jeszcze? Nikt nikomu narkotyków do nosa nie wkładał. Każdy sam podejmuje decyzje. Łatwo jest zwalić winę na kogoś innego – „to przez niego”, „to przez nią”, „gdyby nie oni”… Tylko że prawda jest taka, że każdy miał wybór. Każdy mógł powiedzieć „nie”. Ale nie – wygodniej było pójść na skróty, a potem zrzucać odpowiedzialność na innych.

Nie mówię, że jestem święty. Bo nie jestem. Ale przynajmniej nie udaję, że nigdy nikomu nie zrobiłem krzywdy. Różnica jest taka, że ja próbuję z tym coś zrobić, a inni dalej się bawią w świętych obłudników, pierdoląc o moralności, jakby mieli monopol na czystość sumienia chociaż tonęli w gównie a oceniają innych.

B.