Ćpam od 18 lat. Nie heroinę, nie amfę z igłą, nie byłem na melinach z fiolkami — ale to wcale nie znaczy, że było „mniej hardkorowo”. Mefedron, designerki, prochy z neta — chemiczne gówno, które miało dawać euforię, a zostawiło po sobie zgliszcza. Moje ciało do dziś czuje skutki tego gówna. I nie tylko ciało. Głowa też.

To, że nie wbijałem igły, nie uchroniło mnie przed rozpadem od środka. Tyle że to rozpad niewidoczny na pierwszy rzut oka. Ale on jest. Czuję go codziennie. Każdego pierdolonego dnia.

Wątroba działa na pół gwizdka, nerki nie wyrabiają. Żołądek boli jakby był przewiercony — czasem zgaga, czasem skurcze, coraz częściej krew czasem czuję jakby mnie coś od środka wyżerało. Mefedron wypala środek człowieka, dosłownie i w przenośni. Od lat mam problemy z przetwarzaniem jedzenia, z trawieniem, z częstym bólem po wszystkim, co zjem.

Smaku już prawie nie mam. Węch też nie działa jak powinien . Takie są efekty ćpania „niewinnych proszków”. Układ nerwowy i zmysły po takich dawkach mefedronu dostają takiego wpierdolu, że odbudowa trwa latami — o ile w ogóle następuje.

Zatoki? Krwawią same z siebie. Ostatnio chciałem iść na czyszczenie — lekarz popatrzył, zobaczył otwarte rany i powiedział, że nie ruszy. Bo grozi to krwotokiem, infekcją, no i trwałym uszkodzeniem. Nos boli nawet jak go lekko dotknę. Jakby wewnątrz była otwarta rana, która nigdy się nie goi. To z mefedronu, z ciągłego wciągania, z chemicznego wypalania całej tej części twarzy.

Zęby — temat rzeka niektórzy dziwią się że jeszcze zęby mam. Mefedron rozwala szkliwo, a człowiek nie myśli o szczotkowaniu, tylko o tym, żeby dowalić kolejną kreskę. Przez lata zniszczyłem to, co miałem w ustach.

Prochy to nie żarty. To środek, który wypieprza serotoninę, dopaminę, układ odpornościowy, krążenie, nerki, wątrobę, serce, sen, psychikę — wszystko. Po latach ćpania wyglądam niby normalnie. Ale wystarczy się przyjrzeć. Albo porozmawiać dłużej.

B.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *