Kurwa to jest piekło, które sam sobie zafundowałem. Zaczynało się od zwykłej kreski na imprezie, bo bez tego nie umiałem już tańczyć, gadać, śmiać się. A potem impreza się kończyła, ludzie się rozchodzili, a ja nie — ja ciągnąłem dalej. Wracałem do domu, zamykałem drzwi i jebałem kreskę za kreską, dopóki nie zostawał pusty woreczek.
I wtedy wchodziło najgorsze — schizy. Siedzisz sam w pokoju, a masz wrażenie, że ktoś właśnie wszedł. Potrafiłem trzy razy pod rząd witać się z ziomkiem, który niby stał w drzwiach… tylko że tam, kurwa, nikogo nie było. Pustka. Ale dla mnie w tamtym momencie to było tak realne, że gadałem do ściany.
Albo siedzę na kanapie, patrzę w telefon, a nagle mam pewność, że ktoś mnie obserwuje. Każdy dźwięk w klatce schodowej to była policja, każdy cień w oknie to był ktoś, kto przyszedł mnie zjebać. Serce napierdalało jak oszalałe, pot lał się ze mnie jakbym maraton przebiegł, a ja siedziałem sparaliżowany i nie wiedziałem, czy to dzieje się naprawdę, czy już mi całkiem odpierdoliło.
Zdarzało się, że słyszałem swoje imię, jakby ktoś mnie wołał. Szukałem źródła głosu po całym mieszkaniu, sprawdzałem szafę, łazienkę, balkon… a to była tylko moja popierdolona głowa. I wtedy właśnie docierało do mnie, że ja już nie ćpam dla zabawy. Że ja nie ćpam nawet dla fazy. Ja ćpam po to, żeby na chwilę uciszyć samego siebie, a w zamian dostaję paranoję, schizy i totalne odklejenie od rzeczywistości.
Najbardziej pojebane było to, że nawet kiedy leżałem w łóżku i kompletnie mnie odcinało, to i tak chciałem więcej. Nie po to, żeby się „dobrze bawić”, tylko żeby jeszcze mocniej przydusić świadomość. Żeby było jeszcze mniej mnie.
I wiesz co? Ta ulga, którą czułem po kresce, nie była już żadnym jebanym hajem. To był tylko reset mózgu. Moment ciszy, w którym głosy milkły, świat się rozmywał i mogłem na chwilę zniknąć. Ale kiedy wracała świadomość, wracało też wszystko inne — pustka, lęk, wstyd, obrzydzenie do samego siebie. I wtedy jedyne, co zostawało, to kolejna kreska.
B.

Dodaj komentarz