09.09.2025

Japierdole, ale dzisiaj rozkmina zryła mi głowę, bo nigdy nie pisałem o tym, jak to jest być uzależnionym od drugiej osoby. Bo co ja wiem? Wiem, jak to jest ćpać, wiem, jak to jest być rozjebanym na mefedronie tak, że nie masz siły wstać z kibla. Ale czy ja kiedykolwiek byłem uzależniony od człowieka? Sam nie wiem. A może byłem, tylko w ogóle tego nie skumałem. Rozkminiałem to całą noc i wielu rzeczy nadal nie rozumiem.

No bo uzależnienie od partnera czy partnerki to każdy jeszcze jakoś ogarnia. Toksyczny związek, zazdrość, obsesja, ciągłe sprawdzanie telefonu – znamy to. Ale czy tylko w związku można się przykleić? Można się uzależnić od każdego człowieka. I to tak mocno, że to nie różni się niczym od ćpania.

Chyba najgorsze gówno. To już nawet nie jedna osoba, tylko wszyscy. Całe życie żyjesz po to, żeby ktoś ci przyklasnął, polajkował, powiedział „dobrze zrobiłeś”. Jak tego nie dostajesz, to czujesz się jak śmieć. A przecież to jest typowe ćpanie – tylko zamiast prochu masz lajki, komplementy i akceptację.

I tak oczywiście, są uzależnienia od przyjaciela, rodziców, dzieci, autorytetów, od jebanej uwagi innych ludzi. To nie jest tylko kwestia partnera czy partnerki. Dzisiaj tak mi to zryło łeb, że wiem, że szybko nie przestanę o tym myśleć. Bo może ja też byłem kiedyś uzależniony od kogoś, tylko tego nie widziałem.

I właśnie o to chodzi – czym właściwie jest ten nałóg? Gdzie kończy się normalne przywiązanie, a zaczyna uzależnienie? Bo ja sam kurwa dalej nie wiem i chyba nikt nie potrafi mi tego wyjaśnić.

B.