Był styczeń. Siedziałem już głęboko w ciągu, ale wydawało mi się, że mam depresję. Może nawet byłem o tym przekonany. Kiedy ćpasz codziennie, zaczynasz mieć problemy z emocjami, psychiką, snem – wszystko się sypie, ale wtedy jeszcze nie łączyłem tego z narkotykami. Uznałem, że to musi być depresja, więc poszedłem do psychiatry.
Nie pamiętam, czy powiedziałem mu o ćpaniu. Może coś napomknąłem, a może przemilczałem. Tak czy siak, dostałem antydepresanty. Oczywiście miałem nadzieję, że dzięki nim poczuję się lepiej, że może coś się poprawi. Problem w tym, że antydepresanty i narkotyki nie idą ze sobą w parze – zamiast pomóc, zrobiło się jeszcze gorzej. A że ilość wciąganego prochu tylko rosła, to o jakiejkolwiek poprawie mogłem zapomnieć.
Wtedy miałem jeszcze stałą pracę. Lekarz zaproponował mi L4. Początkowo nie byłem pewien, ale szczerze? Brzmiało jak dobra okazja, żeby trochę odpocząć. W końcu i tak ledwo funkcjonowałem. Zgodziłem się na miesiąc zwolnienia.
Co zrobiłem z tym czasem? Spałem i ćpałem. Dosłownie. Dzień w dzień.
Po miesiącu wróciłem do pracy i obiecałem sobie, że koniec z narkotykami. Ale to były tylko puste słowa. Nie byłem już w stanie pracować bez dragów. Nawet zwykła jazda samochodem stała się niemożliwa bez prochu – musiałem mieć coś przy sobie. Kilka razy prawie zasnąłem za kierownicą, mało brakowało do wypadku.
W końcu doprowadziłem się do takiego stanu, że jazda autem zaczęła mnie przerażać. Bałem się wsiąść za kółko. Dostałem ataków paniki, czułem się, jakbym miał umrzeć za każdym razem, gdy miałem prowadzić.
Po dwóch tygodniach znowu poszedłem na zwolnienie. I tak przeciągałem je przez kolejne pół roku. Pół roku zmarnowanego życia, codziennego ćpania, wmawiania sobie, że „jutro przestanę”. Tylko że to jutro nigdy nie nadchodziło.
Dopiero odsiadka w więzieniu brutalnie zakończyła ten ciąg. Tam nie było wyboru – detoks nastąpił siłą rzeczy. I choć to oznaczało koniec narkotykowego maratonu, to skutki tego okresu odczuwam do dziś. Straciłem pracę, zdrowie psychiczne było w ruinie, a ja nie wiedziałem, co dalej.
I tak naprawdę do tej pory nie wiem, czy to była depresja, czy po prostu potrzebowałem wymówki, by mieć więcej czasu na ćpanie. Ale jedno wiem na pewno – połączenie antydepresantów i narkotyków to przepis na piekło. Stany lękowe, ataki paniki, bezsenność – wszystko naraz. Ciało i umysł przeorały mnie do granic możliwości.
Teraz, z perspektywy czasu, wiem jedno: narkotyki nie leczą depresji. One ją pogłębiają, rozpieprzają psychikę i zostawiają cię w miejscu, z którego bardzo ciężko wrócić.
B.


Dodaj komentarz