Najpierw ciężkie dzieciństwo, porzucona w zasadzie przez rodziców. Wylądowałam u siostry tam miałam straszny rygor i nie mogłam niczego. W wieku prawie 17 lat uciekłam z domu do przemocowego chłopaka, czasem się napiłam- nic szczególnego. Przestałam chodzić do szkoły, bo nie umiem sama wypełniać swoich obowiązków. Tak czy siak udało się skończyć szkołe średnią. Praca w gastronomii i tu się zaczęło picie, imprezy, przychodzenie pijanym do pracy. W wieku 19 lat spróbowałam pierwszy raz narkotyków, w klubie. Była to taka mieszanka, że jedyne co pamiętam jak jechałam karetką, a ratownicy mówili „ona nie przeżyje”. Wtedy śmierć kliniczna i różne ekscesy szpitalne. Od tego czasu nie dotknęłam narkotyków, założyłam rodzinę- urodziłam wspaniałego syna, z jego ojcem zaczęliśmy się coraz gorzej dogadywać i widziałam ogromną różnicę między nami. No i tak się zaczęło, wychodzenie czasem na „piwo”, a wracałam najebana. W końcu nie wytrzymałam rozstaliśmy się, synem podzieliliśmy się tydzień na tydzień. Mialam super pracę biurową zdalną z domu. Po rozstaniu poznałam się z K. K był lekomanem. Długo o tym nie wiedziałam. A jak się dowiedziałam to też chciałam spróbować tak się zaczęło moje uzależnienie z lekami. Zaczęłam chodzić na wiele imprez techno jak tylko nie mialam syna pod opieką, a tam każdy brał to stwierdziłam, że kolejną szansę sobie dam. I tak to wszystko poszło- uzależnienie totalnie mieszane w zasadzie od wszystkiego. Związek oczywiście zniszczony. Tydzień później umiera moja najlepsza przyjaciółka. W 2 urodziny mojego syna widziałam ją ostatni raz w trumnie. Wpadłam w kompletną depresje, ale poszłam do psychiatry. Dał mi leki nieuzależniające i trochę się poprawiło. Na chwilę. Poznałam kolejną przyjaciółkę choć nazwać ją tak to za dużo. Tylko razem brałyśmy. Wtedy biorąc xan, bo od tego ona była uzależniona nie myślałam o konsekwencjach. Zaspałam na spotkanie w pracy online. Chcieli wyciągnąć konsekwencje, więc poszłam na l4 od psychiatry. Tak siedziałam prawie rok.Kasa była, wolny czas był. To wiadomo można lecieć jak nie było dziecka pod opieką. Leciałam, leciałam. Prób samobójczych w tym czasie było kilka. Psychiatryk, terapia. No i wreszcie to do czego mnie to doprawdzilo. Poznany chłopak K-lekoman. Zmarł, bardzo to przeżyłam. Mój obecny facet nie rozumiał tego, że jest mi bardzo przykro i w zasadzie nie miałam totalnie przestrzeni tego przeżyć. Ale wróćmy do chwili po pogrzebie. Miałam syna pod opieką- był w żłobku. Po pogrzebie go odebrałam. Spędziłam czas z nim, położyłam spać i się napiłam. Za dużo zdecydowanie, bo rano miałam jeszcze dużo promili. Oglądaliśmy bajkę, syn zasnął, ja zasnęłam. Miałam starego laptopa, który się przegrzewał. No i kurwa wtedy przegrzał, na tyle, że spaliło się mieszkanie. Uciekaliśmy z synem przez okno. Nigdy sobie nie wybaczę tego co się wydarzyło. Teraz stałą opiekę ma ojciec, ja mam pełne prawa, ale dzień w dzień płacze przez to co się wydarzyło przez jebane używki. Musiało tak być, chcę żeby mój syn miał lepsze życie. Ja przez wszystkie używki straciłam prawie wszystko. Chce walczyć, ale nie umiem się do tego zebrać. Czuję się tak chujowo. Czuję się, że nie mam żadnego wsparcia. Wiecznie sama. No niech to będzie przestroga… jak używki niszczą życie. Jest tego zdecydowanie więcej, ale to nie o mnie, a ja się tu wyżaliłam choć trochę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *